2013/02/08

Część 57.

- Alex.. co ty tu robisz? – odwróciłam się i zobaczyłam tą samą twarz co jakiś czas temu. Wszystkie niemiłe wspomnienia z nim wróciły.
- Myślałem że się stęskniłaś. Martwiłem się o moją ukochaną. – zaczął niebezpiecznie się zbliżać do mnie.
- Stój!
- Dlaczego?-  uśmiechnął się chytrze.
Podniosłam jedną kulę, na znak aby nie podchodził dalej, lecz zignorował to całkowicie. Podszedł i uderzył  mnie w twarz, na skutek czego upadłam na zaśnieżoną podłogę.
- Pieprzysz się z tymi piosenkarzami! Nie rozumiesz że to tylko ja cię kocham do cholery?! Zasługujesz na karę. – klęknął przede  mną, dotykając mojej twarzy. Przez nogę nie mogłam się ruszyć, strasznie bolała.  Nie wiedziałam co teraz będzie. W końcu on był zdolny do wszystkiego.

„Louis”
Zapukałem do jej pokoju, w nadziei że będzie chciała ze mną porozmawiać. Martwiłem się o nią, w końcu.. kochałem ją? Wydaje mi się że tak. Ciągle o niej myślałem, pragnąłem uchronić przed niebezpieczeństwem. Dawno nie czułem czegoś takiego do dziewczyny. Spojrzałem na dłoń w której trzymałem czerwoną różę. Liczyłem że jej się spodoba. Zapukałem, lecz nikt nie odpowiadał. Dziwne, nakazaliśmy ochronie nigdzie jej nie wypuszczać. Chwyciłem za klamkę i wszedłem do pokoju. Było tam strasznie ciemno a ja za nic nie mogłem znaleźć włącznika światła. Usłyszałem jak ktoś przewraca się na łóżku. Szczęśliwy powoli doszedłem do łóżka. Usiadłem na brzegu i pogłaskałem osobę leżącą na nim.
- Molly kochanie, obudź się. – powiedziałem cicho. Zero reakcji. Zacząłem ją delikatnie łaskotać, na co zaczęła się wiercić. Rozbawiony usiadłem na niej, nadal łaskocząc.
-Molly kochanie przestań! – usłyszałem rozbawiony głos mojego przyjaciela.
- Zayn?! To ty?! – ze zdziwienia aż spadłem na podłogę. Malik od razu włączył lampkę  nocną.
- Louis, co ty odwalasz? – spojrzał na mnie zdenerwowany.
- Co zrobiłeś z Molly? Gdzie ona jest? ZJADŁEŚ JĄ POTWORZE.
-Przecież leży tu.. – spojrzał na pustą połowę łóżka. – O kurde. – mulat złapał się za głowę.
- Tak ją pilnujesz! Barwo dla ciebie. – wstałem z podłogi i zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu.
Usiedliśmy na łóżku, niemal ziewając w tym samym czasie. Nagle usłyszeliśmy głośny krzyk dobiegający z góry.
- Chyba ktoś jest na dachu. – Zayn patrzył na mnie, jakby wyczekując na odpowiedź. Wpatrywałem się jedynie w sufit. Za chwilę krzyk ponowił się, wtedy oboje pobiegliśmy w stronę windy, aby za chwilę znaleźć się na dachu wysokiego hotelu.

„Molly”
- Puść mnie! RATUNKU! –krzyczałam, Alex  stał trzymając mnie na samej krawędzi dachu.
- Powiedz mi skarbie, co ty w nich widzisz. Czego mi brakowało? – przejechał palcami po mojej szyi.
- Nie kocham cię. Zrozum to. – szepnęłam, czując że brakuje mi już sił na krzyk. – Puść mnie.
- Oh skarbie, już za chwilę cię puszczę. Dokładnie tam. – przysunął mnie jeszcze bliżej. Jeden, niewinny krok i zginę. Po moim policzku spłynęła zimna jak temperatura łza.
- Spójrz na to inaczej. Jutro walentynki, twoje 19 urodziny. Po co to dłużej ciągnąć.
Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, ponieważ ktoś wyszedł z windy.
- Wynocha stąd! – krzyknął Alex, ściskając mnie mocniej.
- Daj jej spokój człowieku! Ona cię nie kocha! – krzyknął Louis.
- Nie zbliżajcie się, bo ona zginie!
- Spokojnie Alex, zostaw ją.
- Alex, proszę. – szepnęłam.
- Stój tam człowieku! – krzyknął do Zayna który chciał podejść.
- Mam dość!  - Louis zaczął biec w naszym kierunku, a ja zamknęłam oczy ze strachu. Czułam jak chłopak wypuszcza mnie ze swoich ramion, a następnie straciłam równowagę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz