2013/02/05

Część 54.

Następnego dnia wstałam po 11. Gdy mieszka się z piątką takich świrów ciężko się wysypiać. Co chwila coś tłukli, przewracali i psuli. Na samo wspomnienie o nich poczułam lekkie okucie w sercu. Minął zaledwie dzień a ja tak bardzo tęskniłam. Pomyśleć, że będę musiała wytrzymać tak najbliższe pół roku. Włożyłam bluzkę z długim rękawem aby maskowała kilka cięć na rękach i zeszłam na dół gdzie od razu przywitała mnie babcia.
- Ktoś czeka na ciebie w kuchni. – uśmiechnęła się, wychodząc z domu. Zdziwiona podążyłam do pomieszczenia gdzie siedział Niall i zajadał się kanapkami, które prawdopodobnie miały być moim śniadaniem.
  - Co ty tu robisz?! – krzyknęłam zdenerwowana, a zarazem szczęśliwa że go widzę.
- Chyba nie myślisz że tak po prostu pozwoliłbym ci odejść. – podszedł, przytulając się do mnie. – Umrę tam z tęsknoty za tobą. Już kilka razy byłem blisko od stracenia cię. Nie pozwolę aby to się stało. – z jego niebieskich oczu popłynęły łzy. Wtuliłam się w niego mocniej, szepcząc jedynie ciche przepraszam. – O 20 mamy samolot. – powiedział uśmiechając się.
- Niall, nie wiem czy to dobry pomysł. Nie przyjeżdżałam tu po to aby za chwilę już wracać. Chciałabym chodź trochę przypomnieć sobie to miejsce.
- Mamy dużo czasu. Idziemy? – wyciągnął swoją dłoń, którą za chwilę chwyciłam i wyszliśmy z domu. Spacerowaliśmy drogą, co chwila wspominając chwile dzieciństwa. Dawno nie czułam się tak dobrze, Niall zawsze potrafił poprawić mi humor. Uwielbiałam go całego. Padał lekki śnieg, lecz nie przeszkadzało nam to.
- Wiesz jaki jutro dzień? – zapytał niepewnie siadając na ławce.
- 14 luty.. – spojrzałam na niego niepewnie. – Walentynki. – dodałam wzdychając.
-Nadal ich nie lubisz, prawda? – zaśmiał się, obejmując mnie ramieniem.
Spokojnie rozmawiając wróciliśmy do domu. Babcia siedziała, pakując moje ubrania do walizki.
- Babciu, ale ja miałam zostać.
- Oh kochanie, przecież wiem że w głębi chcesz jechać z Niallem. Nie ma na co czekać.
- Kocham cię. – przytuliłam się do kobiety pobiegłam na górę po resztę rzeczy. Gdy wróciłam, zobaczyłam że Horan siedzi cały zdenerwowany w salonie. Stanęłam przed nim ze zdziwioną miną, pytając co się stało.
- Może wyjaśnisz mi, co to do cholery jest! – krzyknął rzucając na stół pogiętą, zieloną kopertę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz