Lot
minął dość szybko, moim zwyczajem jest to że przez większość
czasu śpię. Obudziłam się oparta o ramię jakiejś starszej pani.
Od razu zaczęłam ją przepraszać, na co ona tylko się
uśmiechnęła.
- Słonko, przez cały sen szeptałaś imię jakiegoś chłopca. Z pewnością musisz go bardzo kochać. – zaśmiała się, chowając swoje druty. Podała mi wydziergane czerwone serduszko.
- Jest piękne. – zachwycałam się. – Mogę je zatrzymać? – zapytałam niepewnie.
- Tak, w końcu zrobiłam je dla ciebie. Podaruj je wybrakowi swojego serca. – po raz ostatni widziałam jej uśmiech, zanim zniknęła za drzwiami samolotu. W Londynie czekał na mnie Jack, który obiecał zawieźć mnie do szpitala. Nie odezwałam się do niego słowem, od tamtej nocy w klubie nie miałam zbyt wielkiej ochoty nawet na niego patrzeć.
- Tak bardzo cię przepraszam. Nie zachowałem się jak przystało na starszego brata. Idiota ze mnie. Co się z tobą działo? – wszystko wypowiadał dość cicho.
- Nie twoja sprawa. Było minęło. – odwróciłam twarz w stronę szyby, aby nie widział jak płaczę. Otarłam łzę. Przez resztę drogi nie odezwaliśmy się słowem. Kiedy weszłam do szpitala, poznałam Jenne. Była bardzo miłą i opiekuńczą osobą. Posiedziałam z nią trochę w Sali Marka aż postanowiłam pojechać do babci, której dom był niedaleko. Skorzystałam wtedy z pieniędzy Liama. Oczywiście, było mi głupio ale to była jedyna opcja. Wsiadłam w pociąg i oglądałam ośnieżone pola i domy. Przypomniało mi się jak biegłam po takich z Niallem, który co chwila wrzucał mnie w zaspy. Obydwoje kochaliśmy spędzać ze sobą czas. Obiecaliśmy sobie, że zawsze będziemy razem. Ja i on przeciw światu. Niestety, dorośliśmy a marzenia odeszły w niepamięć.
- Popatrzcie kto wrócił. – babcia zaśmiała się serdecznie, przytulając mnie. – Czyżby znudziło ci się w wielkim mieście?
- Oh babciu, miło cię widzieć. – pocałowałam ją w policzek i weszłyśmy do domu.
- W takim razie opowiadaj, co się dzieje. – odparła wlewając mi herbaty do kubka.
- Powiedzmy, że trochę pokomplikowałam sobie życie. – usiłowałam wymusić na swojej twarzy uśmiech, lecz niezbyt mi to wyszło.
- Skarbie, będzie dobrze. – złapała mnie za rękę, lekko ją ściskając.
- Babciu, zrobiłam coś strasznego. – w moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie chcesz mi o tym mówić, prawda. – spojrzała na mnie ze współczuciem.
- Jeżeli pozwolisz, pójdę do siebie. Jestem zmęczona po podróży. – wzięłam swój kubek i udałam się na schody.
- Kochanie. – babcia wyjrzała zza drzwi kuchni, odwróciłam się do niej. – Twoja matka była niesamowicie silną osobą. Ty też taka jesteś. – uśmiechnęłyśmy się obie. Ruszyłam dalej, otwierając drzwi do mojego pokoju. Nic się nie zmienił. Babcia zostawiła wszystko tak, jak dnia kiedy wyjeżdżałam. Wokół parapetu były porozrzucane gazety, chusteczki. Leżał tam także album ze zdjęciami. Rozsiadając się wzięłam go do rąk i zaczęłam przeglądać. Znajdowały się w nim jedynie moje zdjęcia z Niallem. Dostałam go od niego na moje 14 urodziny. Były tu paragony ze sklepów, bilety z miejsc w których byliśmy razem oraz wiele drogocennych mi przedmiotów. Oparłam się o ścianę i płakałam. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak podle zachowywałam się wobec chłopców. Dałam im wszystkim nadzieję. Z każdym z nich się całowałam, czułam się co najmniej jak dziwka. Z jednej strony żałowałam że przyjechałam tam, z drugiej cieszyłam się że mam piątkę takich wspaniałych przyjaciół. Byli dla mnie wszystkim, a ja jedynie ich raniłam. Nienawidziłam się. Głowa bolała mnie coraz bardziej, lecz nie przestawałam płakać. Postanowiłam włączyć telefon. Tak jak myślałam było tam mnóstwo połączeń i wiadomości od chłopaków. Przyprawiłam ich tylko o nerwy przed trasą. Tym razem postanowiłam oddzwonić do Louisa.
- Molly? W końcu udało nam się z tobą połączyć! Liam mówił nam co się stało. Strasznie się martwimy. – mówił jak jakiś nakręcony, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. – Chłopaki! Udało mi się! – krzyknął po czym usłyszałam jak każdy chce się dorwać do telefonu. Trafiło na Nialla.
- Kochanie wracaj do nas! Wiesz że nieładnie tak wyjeżdżać! Ale to nie ważne, kiedy masz zaplanowany kolejny lot z powrotem. – cieszył się jak małe dziecko. Zawsze taki był, to w nim kochałam.
- Przykro mi Niall.. – wzięłam głęboki oddech. – Ale ja już nie wracam. Żegnaj. – w odpowiedzi usłyszałam tylko jak telefon z hukiem ląduje za ziemi. Zapłakana rozłączyłam się, po czym położyłam na dywanie. Powtarzałam sobie „tak będzie lepiej” ale nie wiedziałam, czy to okaże się prawdą. Czułam wewnętrzny ból. Chciałam temu zapobiec, w rezultacie czego zajrzałam pod łóżko. Znalazłam to czego szukałam, ogromna książka z bajkami. Przerzuciłam kartki na ostatnią stronę, znajdowała się tam zielona koperta.
„Jeżeli chcesz poczuć się lepiej, wróć do mnie. ~Twoja przyjaciółka” Otworzyłam kopertę i wyjęłam z niej małą, połyskującą w świetle księżyca żyletkę.
- Słonko, przez cały sen szeptałaś imię jakiegoś chłopca. Z pewnością musisz go bardzo kochać. – zaśmiała się, chowając swoje druty. Podała mi wydziergane czerwone serduszko.
- Jest piękne. – zachwycałam się. – Mogę je zatrzymać? – zapytałam niepewnie.
- Tak, w końcu zrobiłam je dla ciebie. Podaruj je wybrakowi swojego serca. – po raz ostatni widziałam jej uśmiech, zanim zniknęła za drzwiami samolotu. W Londynie czekał na mnie Jack, który obiecał zawieźć mnie do szpitala. Nie odezwałam się do niego słowem, od tamtej nocy w klubie nie miałam zbyt wielkiej ochoty nawet na niego patrzeć.
- Tak bardzo cię przepraszam. Nie zachowałem się jak przystało na starszego brata. Idiota ze mnie. Co się z tobą działo? – wszystko wypowiadał dość cicho.
- Nie twoja sprawa. Było minęło. – odwróciłam twarz w stronę szyby, aby nie widział jak płaczę. Otarłam łzę. Przez resztę drogi nie odezwaliśmy się słowem. Kiedy weszłam do szpitala, poznałam Jenne. Była bardzo miłą i opiekuńczą osobą. Posiedziałam z nią trochę w Sali Marka aż postanowiłam pojechać do babci, której dom był niedaleko. Skorzystałam wtedy z pieniędzy Liama. Oczywiście, było mi głupio ale to była jedyna opcja. Wsiadłam w pociąg i oglądałam ośnieżone pola i domy. Przypomniało mi się jak biegłam po takich z Niallem, który co chwila wrzucał mnie w zaspy. Obydwoje kochaliśmy spędzać ze sobą czas. Obiecaliśmy sobie, że zawsze będziemy razem. Ja i on przeciw światu. Niestety, dorośliśmy a marzenia odeszły w niepamięć.
- Popatrzcie kto wrócił. – babcia zaśmiała się serdecznie, przytulając mnie. – Czyżby znudziło ci się w wielkim mieście?
- Oh babciu, miło cię widzieć. – pocałowałam ją w policzek i weszłyśmy do domu.
- W takim razie opowiadaj, co się dzieje. – odparła wlewając mi herbaty do kubka.
- Powiedzmy, że trochę pokomplikowałam sobie życie. – usiłowałam wymusić na swojej twarzy uśmiech, lecz niezbyt mi to wyszło.
- Skarbie, będzie dobrze. – złapała mnie za rękę, lekko ją ściskając.
- Babciu, zrobiłam coś strasznego. – w moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie chcesz mi o tym mówić, prawda. – spojrzała na mnie ze współczuciem.
- Jeżeli pozwolisz, pójdę do siebie. Jestem zmęczona po podróży. – wzięłam swój kubek i udałam się na schody.
- Kochanie. – babcia wyjrzała zza drzwi kuchni, odwróciłam się do niej. – Twoja matka była niesamowicie silną osobą. Ty też taka jesteś. – uśmiechnęłyśmy się obie. Ruszyłam dalej, otwierając drzwi do mojego pokoju. Nic się nie zmienił. Babcia zostawiła wszystko tak, jak dnia kiedy wyjeżdżałam. Wokół parapetu były porozrzucane gazety, chusteczki. Leżał tam także album ze zdjęciami. Rozsiadając się wzięłam go do rąk i zaczęłam przeglądać. Znajdowały się w nim jedynie moje zdjęcia z Niallem. Dostałam go od niego na moje 14 urodziny. Były tu paragony ze sklepów, bilety z miejsc w których byliśmy razem oraz wiele drogocennych mi przedmiotów. Oparłam się o ścianę i płakałam. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak podle zachowywałam się wobec chłopców. Dałam im wszystkim nadzieję. Z każdym z nich się całowałam, czułam się co najmniej jak dziwka. Z jednej strony żałowałam że przyjechałam tam, z drugiej cieszyłam się że mam piątkę takich wspaniałych przyjaciół. Byli dla mnie wszystkim, a ja jedynie ich raniłam. Nienawidziłam się. Głowa bolała mnie coraz bardziej, lecz nie przestawałam płakać. Postanowiłam włączyć telefon. Tak jak myślałam było tam mnóstwo połączeń i wiadomości od chłopaków. Przyprawiłam ich tylko o nerwy przed trasą. Tym razem postanowiłam oddzwonić do Louisa.
- Molly? W końcu udało nam się z tobą połączyć! Liam mówił nam co się stało. Strasznie się martwimy. – mówił jak jakiś nakręcony, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. – Chłopaki! Udało mi się! – krzyknął po czym usłyszałam jak każdy chce się dorwać do telefonu. Trafiło na Nialla.
- Kochanie wracaj do nas! Wiesz że nieładnie tak wyjeżdżać! Ale to nie ważne, kiedy masz zaplanowany kolejny lot z powrotem. – cieszył się jak małe dziecko. Zawsze taki był, to w nim kochałam.
- Przykro mi Niall.. – wzięłam głęboki oddech. – Ale ja już nie wracam. Żegnaj. – w odpowiedzi usłyszałam tylko jak telefon z hukiem ląduje za ziemi. Zapłakana rozłączyłam się, po czym położyłam na dywanie. Powtarzałam sobie „tak będzie lepiej” ale nie wiedziałam, czy to okaże się prawdą. Czułam wewnętrzny ból. Chciałam temu zapobiec, w rezultacie czego zajrzałam pod łóżko. Znalazłam to czego szukałam, ogromna książka z bajkami. Przerzuciłam kartki na ostatnią stronę, znajdowała się tam zielona koperta.
„Jeżeli chcesz poczuć się lepiej, wróć do mnie. ~Twoja przyjaciółka” Otworzyłam kopertę i wyjęłam z niej małą, połyskującą w świetle księżyca żyletkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz