-
Słucham? – zapytałam niedowierzając.
- Życie tam jest beztroskie, załatwiłbym ci pracę w barze w którym pracuje. Byłoby cudownie. Poza tym, widzę że coś cię dręczy. – spojrzał na mnie wyczekując na odpowiedź.
- George, pokochałam Hawaje ale tutaj w Londynie mam przyjaciół, jestem pewna że nie pozwolili by mi jechać. Oczywiście będę przylatywać do ciebie jak najczęściej. Jesteś dla mnie jak przyjaciel. – przytuliłam się do niego, a on pogłaskał mnie po głowie.
- Rozumiem, to trudna decyzja. Ale przemyśl to sobie, wracam tam dopiero w styczniu.- uśmiechnął się do mnie.
Przez całe spotkanie dostawałam w kółko smsy od chłopaków abym wracała do domu. Zdenerwowana wyłączyłam telefon. Miałam dość ich natręctwa, potrafiłam Sama o siebie zadbać. Kiedy zaczął porządnie padać śnieg, chciałam wracać. Brunet zaproponował że mnie odprowadzi. Zgodziłam się i za chwilę ruszyliśmy długimi ulicami Londynu. Kiedy dotarliśmy pod dom, pocałowałam chłopaka w policzek. Gdy się odwróciłam, on pociągnął mnie za rękę do siebie, po czym zaczął całować. Na początku byłam w szoku, lecz za chwilę oddałam pocałunek. Staliśmy tak na środku chodnika całując się. Jakieś dwie nastolatki przyglądały nam się rozmarzone. Kiedy przerwaliśmy pocałunek uśmiechnęłam się do nich.
- Dlaczego to zrobiłeś? – zapytałam łapiąc oddech.
- Pojedź ze mną na Hawaje, a obiecuję że będę się o ciebie troszczył. Niczego ci nie zabraknie. – poprawił mi kosmyk włosów opadający na czoło i odszedł.
Zdenerwowana wbiegłam do domu trzaskając drzwiami.
- Molly to ty? – usłyszałam głos Louisa dobiegający z salonu.
- Tak, jesteśmy sami?- zapytałam wchodząc do pomieszczenia w którym się znajdował.
- Chłopcy pojechali na zakupy świąteczne, pojutrze wigilia. – spojrzał na mnie zza książki którą czytał.
- No tak, będę w swoim pokoju. – rzuciłam szybko wychodząc.
- A może powiesz mi kim był ten chłopak przed domem. –powiedział lekko zdenerwowany.
- Kolega. – skarciłam się w myślach za swoją głupotę i pośpiesznym krokiem udałam się na schodach.
- Molly Allen, do mnie! – krzyknął podchodząc spokojnie w moim kierunku.
- Oj przestań, zachowujesz się jakbyś nigdy nie miał 18 lat. – powiedziałam żartobliwie usiłując rozluźnić atmosferę.
- Dobrze pamiętam jak to było, ale nie całowałem się ze wszystkimi poznanymi dziewczynami. – rzekł poważny. – Molly, widzę że jesteś w rozterce. Masz trudny czas, ale nie możesz być taka nieodpowiedzialna. W ten sposób ranisz ludzi którym na tobie zależy.
- Ja już nie mogę tak! – krzyknęłam i pobiegłam do swojego pokoju.
Rzuciłam się na swoje łóżko, schowałam się pod kołdrę i płakałam.
- Oj maluszku, chodź tutaj. – Louis usiadł na łóżku i przytulił się do mnie. – Wszystko się ułoży, rozumiesz? Musisz tylko panować nad emocjami. Dopiero zaczęłaś pełnoletniość, chcesz się wyszaleć. – mówił głaszcząc mnie po głowie i ocierając co jakiś czas moje łzy.
- Nie chodzi o to. Dlaczego moje życie jest takie beznadziejne? Dlaczego się w ogóle urodziłam. – szlochałam w jego ramiona.
- Nigdy więcej tak nie mów! Jesteś wspaniałą dziewczyną. Nie miałaś łatwo więc się pogubiłaś. Pomożemy ci i wszystko będzie w porządku. – szturchnął mnie w ramię i zaśmiał się. – Co powiesz na kakao i ciastka? – złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi.
- Louis. – zatrzymałam go gdy byliśmy na schodach. – Dziękuję ci. – spojrzałam na niego promiennym wzrokiem.
- Nie ma za co. W końcu od tego ma się przyjaciół. – puścił mi oko i zaczęliśmy iść dalej.
Usiadłam na stołku i przyglądałam się jak brunet przyrządza poczęstunek. Udaliśmy się do salonu i rozwaliliśmy się na kanapie. Oglądaliśmy jakiś teleturniej popijając czekoladą i pałaszując ciastka. Nagle mój telefon zaczął dzwonić, na ekranie pojawił się obcy numer.
- Tak słucham? – zapytałam akceptując połączenie.
- Dobry wieczór, czy rozmawiam z Molly Allen? – zapytał męski głos.
- Tak to ja, o co chodzi. – byłam zdezorientowana.
- Mam dla pani bardzo ważną sprawę dotyczącą pani rodziców. Jednak to nie rozmowa na telefon, proszę się stawić w komisariacie o godzinie 12 jutro. Życzę miłego wieczoru. – powiedział po czym rozłączył się.
- Ale o co chodzi? Halo? – mówiłam przez chwilę do telefonu po czym zablokowałam go i położyłam na stole. Byłam zdezorientowana. Cały czas zastanawiałam się co ma mi do przekazania dany mężczyzna który zadzwonił.
- Życie tam jest beztroskie, załatwiłbym ci pracę w barze w którym pracuje. Byłoby cudownie. Poza tym, widzę że coś cię dręczy. – spojrzał na mnie wyczekując na odpowiedź.
- George, pokochałam Hawaje ale tutaj w Londynie mam przyjaciół, jestem pewna że nie pozwolili by mi jechać. Oczywiście będę przylatywać do ciebie jak najczęściej. Jesteś dla mnie jak przyjaciel. – przytuliłam się do niego, a on pogłaskał mnie po głowie.
- Rozumiem, to trudna decyzja. Ale przemyśl to sobie, wracam tam dopiero w styczniu.- uśmiechnął się do mnie.
Przez całe spotkanie dostawałam w kółko smsy od chłopaków abym wracała do domu. Zdenerwowana wyłączyłam telefon. Miałam dość ich natręctwa, potrafiłam Sama o siebie zadbać. Kiedy zaczął porządnie padać śnieg, chciałam wracać. Brunet zaproponował że mnie odprowadzi. Zgodziłam się i za chwilę ruszyliśmy długimi ulicami Londynu. Kiedy dotarliśmy pod dom, pocałowałam chłopaka w policzek. Gdy się odwróciłam, on pociągnął mnie za rękę do siebie, po czym zaczął całować. Na początku byłam w szoku, lecz za chwilę oddałam pocałunek. Staliśmy tak na środku chodnika całując się. Jakieś dwie nastolatki przyglądały nam się rozmarzone. Kiedy przerwaliśmy pocałunek uśmiechnęłam się do nich.
- Dlaczego to zrobiłeś? – zapytałam łapiąc oddech.
- Pojedź ze mną na Hawaje, a obiecuję że będę się o ciebie troszczył. Niczego ci nie zabraknie. – poprawił mi kosmyk włosów opadający na czoło i odszedł.
Zdenerwowana wbiegłam do domu trzaskając drzwiami.
- Molly to ty? – usłyszałam głos Louisa dobiegający z salonu.
- Tak, jesteśmy sami?- zapytałam wchodząc do pomieszczenia w którym się znajdował.
- Chłopcy pojechali na zakupy świąteczne, pojutrze wigilia. – spojrzał na mnie zza książki którą czytał.
- No tak, będę w swoim pokoju. – rzuciłam szybko wychodząc.
- A może powiesz mi kim był ten chłopak przed domem. –powiedział lekko zdenerwowany.
- Kolega. – skarciłam się w myślach za swoją głupotę i pośpiesznym krokiem udałam się na schodach.
- Molly Allen, do mnie! – krzyknął podchodząc spokojnie w moim kierunku.
- Oj przestań, zachowujesz się jakbyś nigdy nie miał 18 lat. – powiedziałam żartobliwie usiłując rozluźnić atmosferę.
- Dobrze pamiętam jak to było, ale nie całowałem się ze wszystkimi poznanymi dziewczynami. – rzekł poważny. – Molly, widzę że jesteś w rozterce. Masz trudny czas, ale nie możesz być taka nieodpowiedzialna. W ten sposób ranisz ludzi którym na tobie zależy.
- Ja już nie mogę tak! – krzyknęłam i pobiegłam do swojego pokoju.
Rzuciłam się na swoje łóżko, schowałam się pod kołdrę i płakałam.
- Oj maluszku, chodź tutaj. – Louis usiadł na łóżku i przytulił się do mnie. – Wszystko się ułoży, rozumiesz? Musisz tylko panować nad emocjami. Dopiero zaczęłaś pełnoletniość, chcesz się wyszaleć. – mówił głaszcząc mnie po głowie i ocierając co jakiś czas moje łzy.
- Nie chodzi o to. Dlaczego moje życie jest takie beznadziejne? Dlaczego się w ogóle urodziłam. – szlochałam w jego ramiona.
- Nigdy więcej tak nie mów! Jesteś wspaniałą dziewczyną. Nie miałaś łatwo więc się pogubiłaś. Pomożemy ci i wszystko będzie w porządku. – szturchnął mnie w ramię i zaśmiał się. – Co powiesz na kakao i ciastka? – złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi.
- Louis. – zatrzymałam go gdy byliśmy na schodach. – Dziękuję ci. – spojrzałam na niego promiennym wzrokiem.
- Nie ma za co. W końcu od tego ma się przyjaciół. – puścił mi oko i zaczęliśmy iść dalej.
Usiadłam na stołku i przyglądałam się jak brunet przyrządza poczęstunek. Udaliśmy się do salonu i rozwaliliśmy się na kanapie. Oglądaliśmy jakiś teleturniej popijając czekoladą i pałaszując ciastka. Nagle mój telefon zaczął dzwonić, na ekranie pojawił się obcy numer.
- Tak słucham? – zapytałam akceptując połączenie.
- Dobry wieczór, czy rozmawiam z Molly Allen? – zapytał męski głos.
- Tak to ja, o co chodzi. – byłam zdezorientowana.
- Mam dla pani bardzo ważną sprawę dotyczącą pani rodziców. Jednak to nie rozmowa na telefon, proszę się stawić w komisariacie o godzinie 12 jutro. Życzę miłego wieczoru. – powiedział po czym rozłączył się.
- Ale o co chodzi? Halo? – mówiłam przez chwilę do telefonu po czym zablokowałam go i położyłam na stole. Byłam zdezorientowana. Cały czas zastanawiałam się co ma mi do przekazania dany mężczyzna który zadzwonił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz