-
Molly, jesteśmy na środku autostrady. Nie zatrzymam się. – rzekł
zdenerwowany blondyn.
- Nie obchodzi mnie gdzie jesteśmy! Zatrzymaj się! – krzyknęłam i uderzyłam pięścią w samochód.
- Spokojnie, poczekaj chwilę. – próbował mnie uspokoić, ale nadaremnie.
- Jeżeli nie zatrzymasz tego auta, ja to zrobię. – spiorunowałam go wzrokiem a on był w szoku.
Zatrzymał się, inne pojazdy zaczęły trąbić, ale miałam to gdzieś. Zaczęłam iść przed siebie wymijając samochody. Słyszałam jeszcze jak Niall mnie woła. Nic mnie nie obchodziło, byłam wściekła. Jak on mógł powiedzieć te słowa przez radio?! Jeżeli myśli, że w ten sposób rzucę mu się w ramiona, to się pomylił. Nienawidzę go. Nie patrzyłam dokąd idę, skręciłam w stronę jakiegoś lasu. Słońce zaczęło zachodzić, robiło się coraz zimniej więc poprawiłam szalik na szyi. Powoli przerażało mnie to miejsce. Każdy szelest powodował ciarki na moich plecach. Nie było tutaj zasięgu, przeklinałam się w duchu za swoją głupotę. Nagle ktoś złapał moje ramię, zaczęłam piszczeć i upadłam na ziemię.
- Co taka drobna panienka jak ty robi sama w lesie? – przede mną stał chłopak, chyba niewiele starszy ode mnie.
Na ramieniu miał zawieszoną wiatrówkę, uśmiechał się do mnie. Był to dobrze zbudowany blondyn z ciemnymi oczami.
- Zgubiłam się. – powiedziałam niepewnie.
- Nie bój się, jestem leśniczym. Na imię mi Mark.– pomógł mi wstać.
- Molly, miło mi. Wiesz, jak mogę się stąd wydostać? – zapytałam niepewnie.
- Pytanie, znam ten las jak własną kieszeń, po raz pierwszy widzę tu taką ładną dziewczynę. – poprawił czapkę i kontynuował. – Jednak teraz jest już zbyt ciemno, dokąd chciałabyś się udać dalej?
- Do Londynu. – powiedziałam otrzepując się ze śniegu.
- Świetnie się składa, jutro z samego rana jadę tam. Podwiozę cię. – przejrzał mnie wzrokiem i znowu się uśmiechnął.
- Czyli rozumiem że mamy spać w lesie?- spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Zaufaj mi – puścił do mnie oczko, złapał za rękę i pociągnął za sobą.
Szliśmy tak w ciszy, trzymałam się mocno jego ramienia. Z każdym odgłosem dobiegającego z oddali chwytałam się go bardziej. W końcu doszliśmy do małego drewnianego domku. Przepuścił mnie w drzwiach i kazał się rozgościć. Nie były to jakieś luksusy, jednak dało się wytrzymać. Kiedy Mark wyszedł po drewno, zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Zatrzymałam wzrok na dużym kominku. Stały na nim fotografie mojego nowego kolegi oraz jakiejś dziewczyny. Trzymali się oni za ręce, miłość aż biła z tego zdjęcia.
- To Jane, moja dziewczyna. – usłyszałam jakiś głos za sobą, był to Mark.
- Długo jesteście razem? – zapytałam.
- Ponad trzy lata, myślę nad oświadczynami. – chłopak rozmarzył się przez chwilę.
- To wspaniale!- krzyknęłam uradowana. – Życzę ci szczęścia. – przytuliłam się do blondyna.
Resztę wieczoru spędziliśmy rozmawiając i poznając się lepiej. Okazał się być bardzo miłym i uprzejmym chłopakiem.
- A twoi rodzice? – spytałam.
- Nigdy ich nie poznałem, już jako niemowlaka zostawili mnie w domu dziecka. – chłopak wbił wzrok w ogień buchający z kominka.
- Przykro mi. – powiedziałam z żalem.
- Nie mam im tego za złe, widocznie tak musiało być. – spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
Usnęliśmy przytuleni do siebie, następnego dnia ruszyliśmy w drogę do mojego domu. Przez cały czas rozmawialiśmy, wygłupialiśmy się. Okazało się że Mark ma całkiem niezły talent wokalny. Dojechaliśmy na miejsce.
- Czas się pożegnać. – powiedział lekko smutny.
Przytuliliśmy się do siebie, jeszcze przed jego odjazdem dałam mu swój numer telefonu. Samochody chłopców stały na parkingu, co oznaczało że wszyscy są w domu. Zdenerwowana nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.
- Nie obchodzi mnie gdzie jesteśmy! Zatrzymaj się! – krzyknęłam i uderzyłam pięścią w samochód.
- Spokojnie, poczekaj chwilę. – próbował mnie uspokoić, ale nadaremnie.
- Jeżeli nie zatrzymasz tego auta, ja to zrobię. – spiorunowałam go wzrokiem a on był w szoku.
Zatrzymał się, inne pojazdy zaczęły trąbić, ale miałam to gdzieś. Zaczęłam iść przed siebie wymijając samochody. Słyszałam jeszcze jak Niall mnie woła. Nic mnie nie obchodziło, byłam wściekła. Jak on mógł powiedzieć te słowa przez radio?! Jeżeli myśli, że w ten sposób rzucę mu się w ramiona, to się pomylił. Nienawidzę go. Nie patrzyłam dokąd idę, skręciłam w stronę jakiegoś lasu. Słońce zaczęło zachodzić, robiło się coraz zimniej więc poprawiłam szalik na szyi. Powoli przerażało mnie to miejsce. Każdy szelest powodował ciarki na moich plecach. Nie było tutaj zasięgu, przeklinałam się w duchu za swoją głupotę. Nagle ktoś złapał moje ramię, zaczęłam piszczeć i upadłam na ziemię.
- Co taka drobna panienka jak ty robi sama w lesie? – przede mną stał chłopak, chyba niewiele starszy ode mnie.
Na ramieniu miał zawieszoną wiatrówkę, uśmiechał się do mnie. Był to dobrze zbudowany blondyn z ciemnymi oczami.
- Zgubiłam się. – powiedziałam niepewnie.
- Nie bój się, jestem leśniczym. Na imię mi Mark.– pomógł mi wstać.
- Molly, miło mi. Wiesz, jak mogę się stąd wydostać? – zapytałam niepewnie.
- Pytanie, znam ten las jak własną kieszeń, po raz pierwszy widzę tu taką ładną dziewczynę. – poprawił czapkę i kontynuował. – Jednak teraz jest już zbyt ciemno, dokąd chciałabyś się udać dalej?
- Do Londynu. – powiedziałam otrzepując się ze śniegu.
- Świetnie się składa, jutro z samego rana jadę tam. Podwiozę cię. – przejrzał mnie wzrokiem i znowu się uśmiechnął.
- Czyli rozumiem że mamy spać w lesie?- spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Zaufaj mi – puścił do mnie oczko, złapał za rękę i pociągnął za sobą.
Szliśmy tak w ciszy, trzymałam się mocno jego ramienia. Z każdym odgłosem dobiegającego z oddali chwytałam się go bardziej. W końcu doszliśmy do małego drewnianego domku. Przepuścił mnie w drzwiach i kazał się rozgościć. Nie były to jakieś luksusy, jednak dało się wytrzymać. Kiedy Mark wyszedł po drewno, zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Zatrzymałam wzrok na dużym kominku. Stały na nim fotografie mojego nowego kolegi oraz jakiejś dziewczyny. Trzymali się oni za ręce, miłość aż biła z tego zdjęcia.
- To Jane, moja dziewczyna. – usłyszałam jakiś głos za sobą, był to Mark.
- Długo jesteście razem? – zapytałam.
- Ponad trzy lata, myślę nad oświadczynami. – chłopak rozmarzył się przez chwilę.
- To wspaniale!- krzyknęłam uradowana. – Życzę ci szczęścia. – przytuliłam się do blondyna.
Resztę wieczoru spędziliśmy rozmawiając i poznając się lepiej. Okazał się być bardzo miłym i uprzejmym chłopakiem.
- A twoi rodzice? – spytałam.
- Nigdy ich nie poznałem, już jako niemowlaka zostawili mnie w domu dziecka. – chłopak wbił wzrok w ogień buchający z kominka.
- Przykro mi. – powiedziałam z żalem.
- Nie mam im tego za złe, widocznie tak musiało być. – spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
Usnęliśmy przytuleni do siebie, następnego dnia ruszyliśmy w drogę do mojego domu. Przez cały czas rozmawialiśmy, wygłupialiśmy się. Okazało się że Mark ma całkiem niezły talent wokalny. Dojechaliśmy na miejsce.
- Czas się pożegnać. – powiedział lekko smutny.
Przytuliliśmy się do siebie, jeszcze przed jego odjazdem dałam mu swój numer telefonu. Samochody chłopców stały na parkingu, co oznaczało że wszyscy są w domu. Zdenerwowana nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.
____________________
Kiedy następny rozdział ???
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz kolejne? :)
OdpowiedzUsuńBtw. Świetne. Cx
jutro xxx
UsuńSwietne to jest, ubustwiam *_*
OdpowiedzUsuń